Trudno mi o obiektywną ocenę, jeśli jestem fanem twórczości Branagha. A Belfast to film wyjątkowy. Wszystko jest w nim znakomite. Scenariusz, reżyseria, gra aktorska, scenografia, muzyka. Historia niby prosta ale niełatwa. Świat przemian w Irlandii Północnej oczami dziecka wcale nie służy nauce historii. To raczej wzruszające westchnięcie autora w kierunku czasów młodości. Tło historyczne to pretekst. A główny bohater to dzieciak, jego pierwsza miłość, tęsknota za ojcem zmuszonym do pracy gdzieś daleko. To opowieść o konieczności dokonywania wyborów, które zaważą (lub nie) na naszej przyszłości. Wyborów, które zawsze są dla kogoś bolesne. Myślę, że Branagh mruga do nas okiem, ale puszcza z niego łzę prawdziwą, łzę tęsknoty za młodością.